Lata 50. Młodemu małżeństwu nadarza się okazja i przypadkowym lecz szczęśliwym trafem otrzymują mieszkanie na jednym z dzisiejszych osiedli w Inowrocławiu.
Rodzi im się dwóch synów. Starszy Krzysztof, który w przyszłości wyjedzie do Włoch, a następnie Australii i młodszy o 4 lata Władysław.
Kiedy ten drugi dorasta, stosunki między nim, a jego ojcem zaczynają się robić napięte.
Od drobnych sprzeczek poprzez coraz to poważniejsze kłótnie doszli do momentu, w którym się zwyczajnie znienawidzili.
Pan Władysław został wydziedziczony przez ojca, a mieszkanie w Inowrocławiu odziedziczył jego syn.
Ślub w Bydgoszczy
Zanim jednak doczekał się swojego pierworodnego, poznał swoją przyszłą żonę Teresę.
- Jakoś tam kiedyś się poznaliśmy - mówi z uśmiechem. - Ślub braliśmy u Jezuitów w Bydgoszczy. Kiedyś nie mieli kościoła z marmurem na podłodze. Mieszkali w piwnicach. Przed ślubem odbywały się spotkania przedmałżeńskie. Najpierw wchodziłem ja na rozmowę, jako głowa rodziny, potem moja przyszła żona - opowiada energicznie gestykulując. - Wówczas jeden z zakonników zapytał mi się, czy czuję namiętność do mojej przyszłej żony - śmieje się. Musiał przecież wydać zgodę na katolicki ślub. Oczywiście, że tak! To dobrze, mówi. Przynajmniej będą z tego dzieci. Tam też ochrzciłem syna.
Przez 7 lat mieszkali razem na Wzgórzu Wolności, aż do czasu rozwodu.
- Miłość, ta największa, w końcu mija - przyznaje. Rozstaliśmy się bez orzekania o winie. Ze swoją byłą żoną pan Władysław nie utrzymuje kontaktu. Z synem kontakt nadal ma. Czasy są ciężkie - opowiada. - Sam bym się nie utrzymał, a syn ma swoje problemy - tłumaczy.
Różne zajęcia
Po rozwodzie pan Władysław imał się różnych prac. Był m.in. specjalistą do spraw zaopatrzenia w jednej z byłych bydgoskich firm. Tam również zapewnione miał małe lokum.
- Firma płaciła. Zwiedzałem Polskę. Żywiec, Białystok, Poznań, Gdańsk, Warszawę. Sypiałem w dobrych hotelach - opowiada dumnie. - Żyłem jak król.
Po roku 89 rozpoczęły się zwolnienia. Stracił pracę oraz dach nad głową. - Dostaliśmy świadectwo pracy. Było to trzynastego. Pomyślałem wtedy, że to pechowa liczba - mówi ze smutkiem w głosie. - Wyrzucili wszystkich.
Bez domu
W schronisku dla bezdomnych w Bydgoszczy pan Władysław spędził ponad dwa lata. Następnie był Kalisz. Po dwóch latach został przeniesiony do Inowrocławia. Po niedługim pobycie w naszym mieście, również na krótko dostał miejsce w schronisku w Toruniu.
- Piękne miasto - mówi. - Za 5 złotych bilet kupiłem.
W Toruniu, jak i w poprzednich miejscach, gdzie pan Władysław otrzymywał zakwaterowanie, odwiedzał saloniki prasowe. Na tyle, na ile pozwalała życzliwość sprzedawców, czytał gazety, przeglądał bieżące informacje z kraju i świata.
W inowrocławskim schronisku przebywa trzeci rok. Wspomina swoje małe i większe podróże po Polsce, również już jako osoba bezdomna. Nie ukrywa, że nie chce zostać w Inowrocławiu dłużej. Bacznie czeka na czas, w którym będzie mógł zwiedzić inne polskie miasto. Jednakże decyzja w dużej mierze zależy od Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w naszym mieście, który finansuje pobyt bezdomnych w schroniskach.
Dzień po dniu
Pan Władysław wstaje o godzinie 5 rano. Kiedy inni jeszcze śpią robi śniadanie i herbatę. Zakłada koszulę lub bluzkę z kołnierzem, narzuca na siebie sweter w kratę, a na ramie zakłada skórzaną torbę. Lekko zgarbiony wychodzi.
Pokój dzieli z pięcioma innymi osobami, korzystającymi z pomocy schroniska. Śpi na dolnym materacu piętrowego łóżka przy oknie. Rano odwiedza jedną z inowrocławskich knajp, ale rozbawiony mówi, że tam mają tylko jeden tytuł. Prawie godzinnym spacerkiem idzie w kierunku galerii handlowej, bo jak z zadowoleniem stwierdza, mają tam dużo więcej gazet.
Zobacz także:Pan Włodzimierz pracował w hucie, teraz nie ma domu
Przegląda głównie dzienniki i nie stroni od przywitania i podziękowania sprzedawcom za możliwość poczytania.
Oprócz swoich małych przyjemności musi także wywiązywać się z obowiązków. W schronisku każdy mieszkaniec ma swoje dyżury. Obieranie ziemniaków na obiad, otwieranie bramy czy sprzątanie umywalni.
Kładzie się spać dość szybko.
- Trzeba się ogolić na kolejny dzień - mówi, pocierając swój jednodniowy zarost na policzkach. - Jestem bezdomny - powtórzył bez cienia wstydu jeszcze raz. - Ale trzeba mieć godność.
Życie go nie rozpieszcza. Znajduje radość w drobiazgach i rzeczach, które dla osób nie będących w jego sytuacji są zwyczajnie nieistotne. Zachowuje się należycie, dla każdego ma dobre słowo i uśmiech. Dba o wygląd, przez co nie jest postrzegany jako osoba bezdomna, której stereotyp został wtopiony w umysły dzisiejszego społeczeństwa. Ma bardzo ograniczone środki. Mimo tego, korzysta z życia, na co nie każda osoba, bezdomna czy też nie, jest gotowa.
Więcej informacji z Inowrocławia i okolic na stronie Inowrocław Nasze Miasto oraz Gazeta Pomorska Inowrocław
Jak pomagać bezdomnym?
Aleksandra Kupczyk ze Stowarzyszenia Otwarte Drzwi oraz Robert Grodzki i Artur Hantzschel rozmawiali w studiu "Dzień Dobry TVN" o problemie bezdomności.
Uwaga na Instagram - nowe oszustwo
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?