"O tym, że raz jest lepiej a raz gorzej, zawsze trzeba pamiętać" mówi Jacek Janiszewski

2018-02-15 22:47:38

Rozmowa z Jackiem Janiszewskim- byłym ministrem rolnictwa. Można powiedzieć, że jest pan „ojcem” Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Jak to się stało i dlaczego? W 1993 roku, gdy byłem sekretarzem stanu - kierownikiem resortu rolnictwa i gospodarki żywnościowej w rządzie Hanny Suchockiej - przez trzy dni i dwie noce pracowaliśmy nad ustawą właśnie o ARiMR. Wprowadził ją w życie rząd Waldemara Pawlaka. Jest to agencja płatnicza, więc zawsze była oceniana dobrze przez rolników. Bo to ona przekazywała ogromne środki z płatności bezpośrednich. Jak ocenia pan zmiany w systemie ARiMR sektora rolniczego? Zobaczymy kiedyś, jak to zadziała. Nie mnie oceniać. W każdym działaniu potrzebne są zmiany wynikające z doświadczenia i wiedzy. Unia Europejska się zmienia, więc i agencje jej podlegające też muszą przejść proces innowacyjnych zmian. Gdybyśmy mogli cofnąć czas i zabrałby się za Pan za tworzenie ustawy o ARiMR, to co by Pan zmienił? Powstałaby w ogóle? Tak, oczywiście! Teraz mamy inne warunki. Działanie instytucji jest inne, przepływ informacji jest szybszy. Mam wiedzę i doświadczenie, którego wtedy jeszcze nie miałem. Dlatego trudno mi jest jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Pewnie starałbym się jak zawsze wykonać swoją pracę dobrze i zrobić to, co w tym momencie będzie mi się wydawało najlepsze. Gdy był pan ministrem w rządzie Jerzego Buzka, polskie rolnictwo przygotowywało się do wejścia do UE. Odrobiliśmy tą lekcję? O tak! To nam się udało bardzo dobrze. Nasi rolnicy doskonale wykorzystali swoją szansę. I zmienili swoje gospodarstwa. Oczywiście jest jeszcze wiele do zrobienia, ale na szczęście mamy jeszcze wiele możliwości. I ci, którzy jeszcze szans nie wykorzystali, wciąż mają szansę aby się rozwijać. W wielu rozmowach podkreśla Pan, że starsi rolnicy dbają o wykształcenie swoich dzieci. Czy edukacja i chęć rozwoju ma wpływ na zmiany polskiej wsi? Polska wieś zawsze chciała się uczyć, jednak nie zawsze miała ku temu możliwości. Dzieci wiejskie musiały wstawać wcześniej niż inne i miały swoje konkretne obowiązki w gospodarstwie rodziców. Dopiero po ich zakończeniu mogły iść do szkoły, do której – niestety - często miały daleko. Te szkoły też nie były specjalnie dofinansowane, więc poziom w nich był... różny. Młodzi mieszkańcy wsi uczyli się więc tyle, na ile pozwoliły im możliwości. Wejście do UE wyrównało szanse. Dziś na wsi mamy dużo lepsze kształcenie. Ich rodzice nie mieli tej możliwości, więc dbają o to, aby dzieci się uczyły, kończyły wyższe uczelnie, kursy, zwiedzały świat i poznawały nowości. Często przenosząc to, co zobaczą w “świecie” do swoich gospodarstw, nawiązując nowe kontakty biznesowe i handlowe. W jednym z wywiadów mówi Pan, że prowadząc gospodarstwo rolne też trzeba pamiętać, że „raz jest na rynku hossa, raz bessa”. Czy według Pana rolnicy o tym pamiętają? Czy nie jest tak, że zdarza im się przeinwestować? O tym, że raz jest lepiej a raz gorzej, zawsze trzeba pamiętać. To złota zasada, którą bez wyjątku każdy powinien się kierować. Nigdy nie pożycza się więcej, niż jest się w stanie oddać. Prowadząc gospodarstwo też o tym gospodarze muszą pamiętać. Bo choć dotacje z UE dają nam duże możliwości, to jednak bardzo łatwo jest przeinwestować. Dlatego tak ważny jest dobry, mądry biznesplan. Wróćmy trochę do historii. Swoją pracę zaczynał Pan w Państwowym Gospodarstwie Rolnym… Takie były czasy. Gdzieś młody człowiek musiał zaczynać. Zacząłem w kombinacie PGR Goleniów. Najpierw jako zootechnik, potem jako kierownik gospodarstwa w Bogusławiu. Gdy zacząłem kierować zespołem ludzi miałem zaledwie 26 lat, a zastępcą dyrektora Kombinatu PGR Wapnica zostałem mając 29 lat. Pracownicy byłych PGR-ów mają żal, że zostali pozostawieni sami sobie. Zgadza się Pan z tym?[/b] Wydaje mi się, że zrobiliśmy naprawdę wiele dla tych ludzi i ci, którzy chcieli, wykorzystali nasza pomoc. Mentalność tych ludzi była bardzo prosta - do tej pory to państwo zaspokajało ich potrzeby. Oni o nic nie musieli się martwić. Po przemianie ustrojowej wszystko się zmieniło. Nagle zostali pozostawieni sami sobie. Mogli przecież wiele zrobić. W latach 1990 - 1992 prowadziliśmy rozmowy z nimi, aby zaczęli prowadzić działalność gospodarczą, proponowałem, że założę za nich spółkę, na bazie jednego z istniejących gospodarstw. Ale oni woleli czekać aż pojawi się ktoś, kto za nich to wszystko zrobi. Zabrakło im wówczas przedsiębiorczości, otwartości, może odwagi. Dziś ich życie mogłoby wyglądać zupełnie inaczej.. Za tydzień druga część rozmowy. Porozmawiamy o Welconomy Forum in Toruń które odbędzie się w Grodzie Kopernika 12-13 marca.

Jesteś na profilu Marta Wróbel - stronie mieszkańca miasta Toruń. Materiały tutaj publikowane nie są poddawane procesowi moderacji. Naszemiasto.pl nie jest autorem wpisów i nie ponosi odpowiedzialności za treść publikowanej informacji. W przypadku nadużyć prosimy o zgłoszenie strony mieszkańca do weryfikacji tutaj