Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

„Dziennik czasów zarazy”, czyli szalejąca w Polsce epidemia w... 2021 roku

Robert Migdał
Dwa miliony zakażonych Polaków, pół miliona osób nie żyje. Produkcja w fabrykach stoi, turystyki i usług już prawie nie ma. Ba. Dramatycznie brakuje żywności. Wody też. To obraz Polski rok po wybuchu epidemii. Uwaga fani Jacka Komudy, Andrzeja Pilipiuka i historii alternatywnych. To coś dla was.

Apokaliptyczną wizję przyszłości naszego kraju tworzą w internecie (na stronie corona.alterhist.pl) dwaj pisarze: Andrzej Pilipiuk i Jacek Komuda Prywatnie obaj panowie są dobrymi przyjaciółmi. Na przykład na okładce książki Jacka Komudy „Hubal” znajduje się stylizowany portret… Andrzeja Pilipiuka.

Skąd pomysł na powstanie „Dziennika czasów zarazy”?

- Trwająca epidemia pokazała nam ujemne strony naszego społeczeństwa, pokazała, że społeczeństwo może się rozpaść. I to chciałem pokazać: jak przez straszliwą zarazę, wielką klęskę, walą się państwa, narody... – mówi Jacek Komuda, pisarz i pomysłodawca „Dziennika…” - W mojej wizji epidemia wróciła jesienią i zaatakowała ze zdwojoną siłą: jest kompletny paraliż państwa polskiego i całego świata. Wszystko się sypie, jest kryzys – dodaje.

To wyjątkowe przedsięwzięcie realizowane jest przez Stowarzyszenie Pokolenie z Katowic, które we wrześniu ubiegłego roku zorganizowało I Festiwal Historii Alternatywnej z Zabrzu - było to pierwsze tego typu wydarzenie w Polsce, w całości poświęcone historii alternatywnej.

Robota na cztery ręce i...

Andrzej Pilipiuk tworzy teksty źródłowe - np. materiały prasowe, raporty, notatki urzędowe, a Jacek Komuda - wpisy bieżące do „Dziennika”, które barwnie opisują tragiczną sytuację w jakiej znaleźliśmy się rok po tym, jak zaatakował nas śmiercionośny wirus.

- Główny ciężar tworzenia akcji wziął na siebie Jacek Komuda, a ja - tak trochę skromniej - dorabiam teksty źródłowe: czyli głównie artykuły z prasy, które ilustrują świat, w którym rozgrywa się ta fabuła. Oczywiście to wszystko się zazębia, interferuje… - opowiada pisarz Andrzej Pilipiuk. - Muszę się tu skromnie pochwalić, że przez trzy lata byłem dziennikarzem, 20 lat temu. Może dlatego miałem pewnego rodzaju ułatwienie przy pisaniu tych artykułów – uśmiecha się. - Chcieliśmy stworzyć świat, w którym epidemia rozhulała się znacznie bardziej niż w naszym, w którym doszły dodatkowo klęski żywiołowe w postaci permanentnej suszy, a do tego wszystkiego okrasiliśmy to władzą, która jest dla obywateli znacznie bardziej opresyjna i znacznie bardziej nieudolna, niż nasza obecna i tę walkę z epidemią totalnie przegrywa, a jednocześnie dokręca śrubę społeczeństwu. Np. w jednym z artykułów będzie informacja o tym, że przestraszone dzieci przybiegły do domu, bo spotkały w lesie dziwne zwierzę. Wojsko poszło zbadać sprawę i okazało się, że to trzy wielbłądy, które przeszły przez góry z Czech, a… rodzicom dzieci dowalono karę za to, że dzieci zbierały chrust bez wykupionej licencji… - opowiada pisarz.

Jednak „Dziennik czasów zarazy” to dzieło nie tylko tego znakomitego duetu (Pilipiuk/Komuda), ale i internautów, bo to oni mogą decydować (w głosowaniu w sieci), jak potoczy się akcja opowieści.

- Czytelnik może wybrać sobie zakończenie, które mu się najbardziej spodoba, w którą stronę świata byłby skłonny podążyć. Może więc trochę sterować autorem – uśmiecha się Jacek Komuda.

- Były już takie spektakle teatralne, np. w jednym z warszawskich teatrów o malarce Tamarze Łempickiej, czy „Szalone nożyczki” we Wrocławskim Teatrze Komedia, w których, w zależności od okoliczności, widownia szła albo w prawo, albo w lewo. To, że jako widzowie, jako czytelnicy, mamy wpływ na akcję, to jest bardzo interesujące, bo to są rzeczy, które urozmaicają skostniały teatr, film, literaturę – mówi wrocławski aktor, reżyser i scenarzysta Michał Białecki, który bierze udział w tworzeniu internetowego „Dziennika” od strony wizualnej.

„Zawsze myślałem, że świat spłonie w ogniu. Tysiące pisarzy, filmowców i armia grafomanów przez lata trudziła się, aby wymyślić ostateczne zakończenie ludzkości. A więc: uderzenie meteoru, wojna atomowa, Czarnobyl tysiąclecia, wystąpienie z brzegów mórz, wreszcie zaraza. Ale zazwyczaj taka porządna; jak w „Jestem legendą” Mathesona. Wirus zmieniający ludzi w potwory, zombiaki, szwendacze, biegaczy, grzyby i inne potwory. Nawet najsłabszy pisarz, plagiografoman, idiota wymyśliłby, że to, co wykończy ludzkość, będzie mutacją jakiejś tam pieprzonej grypy. A ludzie będą umierać dusząc się lub wypluwając swoje płuca w jakimś prowizorycznym szpitalu, gdzie brakuje wszystkiego, a zwłaszcza nadziei na przetrwanie.” - tak zaczyna się ta dramatyczna opowieść.

„Dziennik” ma interaktywną formę. - Taką, aby internauci mogli uczestniczyć w jego tworzeniu. Pod każdym fragmentem autorzy umieszczają trzy propozycje rozwinięcia fabuły, na które mogą głosować czytający – opowiada Jan Dolniak, organizator Festiwalu Historii Alternatywnej Festiwalu Historii Alternatywnej. - Wtedy kolejny fragment „Dziennika” jest już pisany wedle życzenia internautów – dodaje.

- To jest bardzo wdzięczny temat: snucie wizji przyszłości, snucie historii alternatywnej. Zwłaszcza, że tutaj czytelnicy mają pewien wpływ na powstającą fabułę, choć może mniejszy na kształt świata, bo tym zajmuję się ja i nie słucham podszeptów – uśmiecha się Pilipiuk. - Liczę, że to będzie nasza wspólna praca, że ta fantazja czytelników dołoży się do naszej fantazji. Zarówno ja, jak i Jacek jesteśmy na tyle sympatyczni i otwarci, że nie jest dla nas problemem dopuścić czytelnika w głąb procesu twórczego i pozwolić mu rozwinąć skrzydła – mówi Pilipiuk.

Nie tylko słowo pisane...

Strona corona.alterhist.pl swoim wyglądem i grafiką idealnie pasuje do specyficznej atmosfery „Dziennika”. Jest tajemniczo, mrocznie, apokaliptycznie. Dodatkowo takie wrażenie potęguje załączona wersja wideo całej opowieści - tekst kolejnych odcinków jest odczytywany, i zagrany, przez aktora Michała Białeckiego.
- Kręcimy kilkunastominutowe filmiki, które mają wizualizować tekst pisany – opowiada aktor, reżyser i scenarzysta. I chociaż akcja „Dziennika…” dzieje się gdzieś w Polsce, to sceny są kręcone we Wrocławiu, gdzie Michał Białecki na co dzień mieszka i pracuje.

Sytuacje przedstawione w opowieściach duetu Pilipiuk/Komuda są miejscami tragiczne. Nie można przejść obok nich obojętnie, bez emocji. Zwłaszcza, że koronawirus nadal jest z nami, nadal zabija, nadal straszy. Dlatego nagranie tych scen to spore wyzwanie dla aktora.

- Wydawało mi się, że we Wrocławiu przeżyłem prawie wszystko: i stan wojenny, i zimę stulecia, i powódź stulecia w 1997 roku. Nie brałem tylko udziału w obronie Festung Breslau – śmieje się aktor. – To, co się teraz dzieje, oczywiście bardzo wpływa na wyobraźnię – dodaje. - Temat pandemii, końca świata, końca cywilizacji jest obecny od zawsze: i w literaturze, i w teatrze, i w filmie. To, że jakaś pandemia spadła na ziemię i wytrzebiła połowę populacji, to są okoliczności przyrody. Ale skąd to się wzięło? Jaki mamy do tego stosunek? Jaką naukę z tego wyciągamy? To jest dla mnie, i myślę, że dla innych czytelników też, najbardziej interesujące.

„Dziś, po roku epidemii, zarazy, dżumy XXI wieku i jak tam jeszcze zwać pandemię, można powiedzieć jedno: świat umiera. Czy jakiś wyłoni się z chaosu, tego nie wiem. Siedząc w ciemnym mieszkaniu, patrząc na słońce, które jak na złość praży niby w lato, wiem już na pewno: to koniec. (...)
Nie ma wody, więc nie ma żarcia. Poprzedni rok był niewyobrażalnie suchy, plony zmarniały, w Wielkopolsce pojawiły się burze piaskowe, w górach tornada i nawałnice z niezwykłymi, fioletowymi błyskawicami. Coś się złamało w przyrodzie, w całej naszej planecie. Przekręciliśmy jakiś wichajsterek, który pękł, strzelił i oto mamy początek końca ludzkości. Siedzę w pustym mieszkaniu i nie wiem, co zrobić. Nie mam pracy, jak większość z nas. I jak prawdziwy bezrobotny mam w zamian aż za dużo możliwości tego, co ze sobą zrobić. Nie płacę rachunków od pół roku. Mieszkanie na szczęście własnościowe; dług rośnie, ale nie ma co się przejmować. Komornicy mają aż zanadto roboty. Sam nie wiem jak to jest, że jeszcze dociera do mnie prąd i Internet. I telewizja, której nie oglądam. Ta oczywiście jest za darmo, ale nikt już nie wierzy, ani w prawe, ani w lewe media. Jedne uspokajają, drugie skomlą wciąż, że to koniec. Już wolałbym słuchać propagandy; przynajmniej daje trochę złudnej ulgi.”. - czytamy na stronie corona.alterhist.pl.



A gdyby tak...


Aż ciarki przechodzą, prawda? Bo przecież wielu z nas, tuż na początku epidemii wiosną 2020 roku, kiedy byliśmy skazani na izolację i atakowani informacjami o kolejnych zachorowaniach w Polsce i na świecie, miało czarne myśli, pisało własne scenariusze przyszłości, zastanawiało się: „A co będzie, jeśli…”

- Taka zabawa jest dla mnie bardzo ciekawa. Lubimy czytać historie z serii „co by było, gdyby…” Np. gdyby Polska wygrała kampanię wrześniową, albo gdyby Polska miała broń atomową, To są zabawy, które mają głęboki sens edukacyjny i świadomościowy – że historia może uczyć, że gdy coś już się wydarzyło, to warto z tego wyciągać wnioski. I taka historia alternatywna, jak ta przedstawiona w „Dzienniku...” pokazuje nam, co by było, gdybyśmy zachowali się inaczej, gdybyśmy podjęli inne decyzje. To szalenie ciekawe - mówi Michał Białecki.


Pisarski duet Pilipiuk-Komuda raczy nas swoją wersją prawdopodobnych zdarzeń. Tego, co mogło się stać z nami za rok, w tak niedalekiej przyszłości. Na przykład jeden z artykułów prasowych (z gazety, ze zdjęciami, umieszczonej na portalu, gdzie trwa opowieść) donosi o braku wody, o wprowadzeniu kolejnych podatków, czy o pojawieniu się nowej, lokalnej waluty w jednej z gmin.

„Przesłuchiwani mieszkańcy zeznają zgodnie że przed około dwoma tygodniami wadze wprowadziły na terenie gminy własny pieniądz, oraz że szybko waluta ta zyskała sobie zwolenników, a nawet była akceptowana przez niektórych mieszkańców gmin sąsiednich. Porządku w gminie pilnowała powołana przez wójta uzbrojona ochrona. Zapewne to oni do nas strzelali. (…) Oglądam skonfiskowane pieniądze. Wykonano je z grubego aluminium. Klocki wykonał niezły grawer, tłoczono je chyba pracą hydrauliczną. Przypominają trochę przedwojenne dziesięciozłotówki, są grube i wyglądają „poważnie”. Dziesiątki zdobi postać Józefa Piłsudskiego, na piątkach wybito wizerunek Tadeusza Kościuszki. Na drobniejszych nominałach twarz której nie rozpoznaję. Jeden z żołnierzy upiera się że to generał Bem, drugi twierdzi że raczej Jan Paweł II tylko bez piuski na głowie.”

Świat zmyślony, ale czy do takiej sytuacji nie mogłoby dojść naprawdę, w polskiej rzeczywistości? Kto wie...

Lecą kamienie, leje się krew


Ze strony na stronę opowieści z 2021 roku, ukazujące dramatyczną sytuację, w jakiej znaleźli się Polacy i cały kraj, rozwijają się. Rzeczywistość coraz bardziej nas wciąga. Dochodzą katastroficzne sytuacje, starcia ze służbami porządkowymi.

„Dziesiątki rąk wyciągają się po strażników, którzy widząc tłum, nagle przestają już być dumnymi pomnikami ładu. Teraz czują strach, lecą kamienie, ludzie popychają ich, jakby pękła jakaś bariera. Śledzie uciekają w kierunku furgonetki, po drodze okładając pałami kogo popadnie. Jakaś kobieta krzyczy, krwawi, trzyma się za twarz, jakiś chłopak dostaje raz za razem, ale cierpliwie trzyma za rękę i szyję strażnika” – czytamy m. in. w „Dzienniku”

W zależności od zainteresowania czytelników historie mają być publikowane na stronie internetowej corona.alterhist.pl dwa, trzy razy w tygodniu.

- Przy pracy nad „Dziennikiem” udział bierze ekipa Festiwalu Historii Alternatywnej, która nie chce pozostać bierna w zaistniałej, trudnej dla wszystkich sytuacji. Staramy się odnaleźć i być aktywni również w warunkach ograniczeń spowodowanych epidemią. Projekt finansowany jest w całości z własnych środków. Chcemy aby była to też forma wsparcia finansowego dla naszych przyjaciół pisarzy, ponieważ bardzo, bardzo skromnie, ale jednak będziemy wynagradzać naszych autorów za pracę przy „Dzienniku”. Z tego co wiemy duże księgarnie przestały płacić wydawnictwom za sprzedane książki, a co za tym idzie również autorzy nie otrzymują swoich wynagrodzeń – informuje Jan Dolniak z Festiwalu Historii Alternatywnej.


- Nie wykluczamy, że to, co teraz tworzymy w internecie, będzie później wydane w formie papierowej książki. Zobaczymy, co nam z tego wyjdzie. Jestem otwarty na wszelkie pomysły – jeśli będzie takie zapotrzebowanie, to trochę to przed wydaniem podrasujemy, rozbudujemy, może coś pozmieniamy… – dodaje Pilipiuk.
Na razie możemy przenieść się w czasie czytając „Dziennik czasów zarazy” na ekranach smartfonów i laptopów.

„Widzę, że za skrzyżowaniem jest strefa sanitarna – barierki, pomarańczowe baraki, namioty medyczne. Niby to wszystko stacja przesiewowa dla chorych, ale może będą umieli mu pomóc. Ciekawe tylko dlaczego powiewa nad tym czerwona flaga z jedną dużą i czterema mniejszymi gwiazdkami? Co robić? Z tyłu wrzaski, bójka na parkingu staje się coraz gwałtowniejsza.”…

„Pomóż tworzyć interaktywną historię, wybierając jedną z trzech poniższych wersji. Ta, która zbierze najwięcej głosów, zostanie rozwinięta w kolejny fragment „Dziennika czasów zarazy”. Pamiętaj jednak, żeby dokonywać właściwych wyborów” – zachęcają pod powyższym opisem zdarzeń twórcy „Dziennika”.

To co? Zaczynamy zabawę? Włączcie komputery, czytajcie i przenieście się w do Polski ogarniętej szalejącym koronawirusem w roku 2021. Akcja, start!
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto