Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Marcin Tarnowski - mógł osiągnąć w piłce dużo więcej [zdjęcia]

Mateusz Stępień
Marcin z synem Alexem i narzeczoną Kamilą.
Marcin z synem Alexem i narzeczoną Kamilą. Nadesłane
Wychowanek Unii Janikowo Marcin Tarnowski w piłce mógł osiągnąć więcej. Grał we wszystkich młodzieżowych reprezentacjach Polski. - Miał ogromny potencjał - mówi trener Andrzej Zamilski.

Jakub Błaszczykowski, Łukasz Piszczek i Łukasz Fabiański, wszyscy z rocznika 1985, są gwiazdami swoich klubów - odpowiednio Wolfsburga, Borussii Dortmund, Swansea City, i od lat siłą reprezentacji Polski.
W kadrach młodzieżowych grali z kimś, komu wówczas wróżono jeszcze większą karierę. Ale Marcin Tarnowski, bo o tym wychowanku Unii Janikowo mowa, jak zresztą sam przyznaje - nie do końca spełnił się piłkarsko i mógł osiągnąć więcej. Nie stało się tak przez częste kontuzje i za dużą ambicję.

Tarnowski karierę zaczął w Unii. W drużynie seniorów nie grał długo. Miał 16 lat, kilka występów w trzeciej lidze i przed sobą kilka konkretnych ofert. Chętne do pozyskania młodego talentu były Amica Wronki, Wisła Kraków, Polonia Warszawa, Wisła Płock i RKS Radomsko.

W ciągu następnych kilku lat pytały o niego też Chelsea Londyn, Ajax Amsterdam, Girondins Bordeaux, Panathinaikos Ateny i Sparta Praga. Był blisko przeprowadzki do Danii. Ustalił warunki indywidualnego kontraktu z Viborg FF, ale do transferu nie doszło, bo nie porozumiały się kluby.
- Wybrałem Amikę, wtedy czołowy polski klub. I myślę, że był to dobry ruch. Wyjechałem w młodym wieku. Wszystko toczyło się wtedy szybko, może nawet za szybko - opowiada dzisiaj. Tarnowski z miejsca zaczął grać w kilku drużynach Amiki: w pierwszym zespole, w drugim - w trzeciej lidze, ważniejszych meczach juniorów oraz w dwóch reprezentacjach - swojego rocznika i starszego.

- W sezonie grałem chyba więcej meczów niż rok ma dni - śmieje się. Trenował z pierwszym zespołem Amiki. I mimo że był najmłodszy, został szybko zaakceptowany przez starszych.

- On nigdy nie miał problemów z aklimatyzacją w drużynie i dotyczyło to nie tylko klubów. Dobrze to pamiętam, bo długo współpracowaliśmy w reprezentacjach młodzieżowych, w których go prowadziłem. Od „Hajty”, bo tak na niego mówiliśmy, często zaczynałem skład - mówi trener Andrzej Zamilski. - A rocznik 1985 był naprawdę dobry. Świadczy o tym dzisiejsza reprezentacja. Marcin miał wtedy papiery na naprawdę duże granie. Na boisku ambitny, walczący, skuteczny - co mecz strzelał po kilka bramek. Miał ogromny potencjał. Kto wie, czy nie największy w swoim roczniku.

To w tamtym okresie miała też miejsce historia z szatni Amiki Wronki, jaką w podrozdziale „Ostateczna awantura” opisał w swojej autobiografii bramkarz Grzegorz Szamotulski: (…) - Nienawidzimy cię [Szamotulski do trenera Stefana Majewskiego - przyp. M.S.]. Codziennie patrzymy na ciebie z odrazą. Nie pomagasz nam w niczym, przeszkadzasz. Mamy po dziurki w nosie twoich niestworzonych opowieści, pierd… twoje przesądy. Taktykę ustalamy sami, bo ta twoja to gówno. Jesteś w naszych oczach zerem. Czy ty myślisz, że ktoś ma dla ciebie szacunek? - pytałem. A skoro już zapytałem… Odwróciłem się w stronę ściany, gdzie z rozdziawionymi gębami siedzieli zawodnicy. - Szanujesz trenera? - spytałem pierwszego i od razu pomyślałem, że to wielki błąd. Bo jako pierwszy siedział młody chłopak, Marcin Tarnowski. Gdybym zaczął od Tomka Dawidowskiego, byłoby to mądre, strategiczne posunięcie, bo wiem, że by mnie poparł i rozpoczął efekt kuli śnieżnej. Jednak ku mojemu zaskoczeniu Tarnowski - nastolatek - wstał i oznajmił: - Ja trenera nie szanuję. Kolejno odzywali się następni zawodnicy i mówili to samo: - Nie szanujemy (…)”.

- Pamiętam tamtą sytuację. Wtedy było tak, że młody musiał podporządkować się starszym. Teraz to się zmieniło. Młody, gdyby tylko mógł, wszedłby starszemu na głowę. Piłkarska szatnia to specyficzne miejsce. W tamtym czasie, dzięki starszym, w Amice była fajna atmosfera - opowiada.

Czytaj także: Samoloty migają Waldemarowi Kowalskiemu przed aparatem [zdjęcia]

W ekstraklasie Tarnowski zadebiutował jako 17-latek w meczu z Zagłębiem Lubin. Przez pięć lat w Amice grał na kilku frontach, do momentu ukończenia wieku młodzieżowca. - Był bardzo dobry, to grał wszędzie i często - mówi Zamilski.
- Teraz mogę tylko gdybać, gdzie byłbym dzisiaj, jeśli na początku wyjechałbym za granicę. Jednak nie zawsze wszystko zależy od ciebie. Albo też, gdybym tyle nie grał. Ale wtedy nie myślałem w ten sposób. Było się młodym, pełnym ambicji, w dobrym zdrowiu i z sercem do gry. Jak coś bolało, szło się do klubowego lekarza po tabletki i grało dalej. Teraz wiem, że nie powinienem tak robić. Czasami trzeba było odpuścić, trochę odpocząć, wyleczyć uraz do końca. Ale czego nie robi się dla drużyny, zwłaszcza reprezentacji Polski i dla kolegów. Bo można z kimś nie lubić się prywatnie, ale na boisku jest się jak rodzina i walczy razem - mówi Marcin.

W klubie z Wronek spędził sześć lat, nie licząc półrocznego wypożyczenia do Zawiszy Bydgoszcz S.A., który powstał po tym, jak do Bydgoszczy przeniósł się Kujawiak Włocławek. Po osiągnięciu 23 lat, Tarnowski więcej czasu spędzał w gabinetach lekarskich i na rehabilitacjach niż na boisku. - To były skutki zbyt dużego zmęczenia w młodym wieku. Byłem tym wszystkim sfrustrowany, do tego dochodziło zwątpienie. To straszne uczucie, kiedy chce się jak najwięcej, a nie można nic - szczerze opowiada. Po tym, jak opuścił Amikę, grał w Jagiellonii Białystok, na półtora roku wrócił do Unii Janikowo, później były Zawisza Bydgoszcz, Chojniczanka Chojnice, Lech Rypin. Ostatnie 2,5 sezonu spędził w pierwszoligowych Wigrach Suwałki.
- Wywalczyliśmy awans na zaplecze ekstraklasy. Jak nie miałem urazu to grałem wszystko. Odszedłem, bo czułem, że mój czas dobiegł tam końca. Miałem oferty z pierwszej, drugiej i trzeciej ligi, no ale ile można włóczyć się po kraju. Chciałem też trochę odpocząć od piłki, spróbować czegoś innego i wyjechałem. Decyzję omawiałem z rodziną. Zawsze mogę na nią liczyć. Czuję z jej strony mocne wsparcie, zwłaszcza od narzeczonej Kamili i synka Alexa.

Latem przeprowadził się do Niemiec. Tam pracuje i gra - póki co - w lidze regionalnej, w SV Petersdorf. Chce wrócić do piłki nożnej na wyższym poziomie. Już po kilku meczach w tamtejszej lidze dostał propozycje od klubów z wyższych rozgrywek. - Taki półroczny odpoczynek od poważniejszej piłki dobrze wpłynie na mój organizm. Z jednej z ofert na pewno skorzystam, ale dopiero w nowym roku. Wrócę, bo piłka nożna to całe moje życie. Jeszcze będzie można o mnie usłyszeć.

Czytaj także: Historia prawdziwa Jakuba Krzewiny. Tak spełnia się sportowe marzenia! [zdjęcia]

Katarzyna Bosacka o zdrowotnych właściwościach hummusu. Czy warto go jeść?

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na inowroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto