- Dawniej w Inowrocławiu było kilku takich mistrzów szewskich, którzy robili buty: Talaczyński, Płocki, Szczepański i właśnie Krzyżowski, najpierw ojciec, a potem syn Włodzimierz. Jego odejście to strata dla rzemiosła, bo był już toostatni taki szewc, z tytułem mistrza, który potrafi zrobić buty na wymiar na zamówienie klienta od podstaw, od cholewki do podeszwy – mówi straszy cechu Piotr Jóźwiak.
Włodzimierz Krzyżowski uczył się zawodu od ojca Stanisława. Podobnie,jak i inni przedstawiciele tego zawodu w naszym regionie: Rojek, Jóźwik czy szewcy z Mogilna.
- Praktycznie to wychowałem się w zakładzie szewskim. Mój ojciec miał zakład w tym samym miejscu, gdzie ja prowadzę teraz od 1947 roku. Mieszkaliśmy w tej kamienicy na piętrze do 1985 roku. Jak byłem dzieckiem to lubiłem schodzić na dół do zakładu i przyglądać się, jak ojciec naprawia buty czy robi nowe. Nazwa ulicy się zmieniała, ale nasz zakład pozostał taki sam. Najpierw była tu Kasztelańska, potem za PRL-u zmienili nazwę na Armii Koreańskiej, a teraz znów zakład szewski jest przy Kasztelańskiej. To jest najstarszy zakład szewski w mieście, a ja jestem ostatnim szewcem, który ma tytuł mistrza i pracuje jeszcze w tym zawodzie. Dziś szewców już prawie nie ma, a pamiętam czasy, gdzie taki zakład mieścił się przy każdej większej ulicy i wszyscy mieli robotę – wspominał Włodzimierz Krzyżowski w wywiadzie, jakiego kilka lat udzielił dla naszego wydawnictwa Tygodnika Inowrocław.
Ostatnie buty zrobił w 2000 roku, ale niemal do samego końca zajmował się ich naprawą. Narzekał też na kiepską jakość fabrycznych butów i tanie obuwie sprowadzane masowo z Chin, którego nawet nie opłaca się reperować.
- Obuwie chińskie robione jest z tanich i byle jakich materiałów, więc nie opłaca się go nawet naprawiać, bo za miesiąc czy dwa i tak znów się wszystko rozleci – mówił.
Włodzimierz Krzyżowski szewskiego fachu uczył się u ojca. Potem zdał egzamin na czeladnika, a w 1978 roku został mistrzem szewskim. W komisji egzaminacyjnej były trzy osoby z uprawnieniami mistrzowskimi. Nie wystarczyło tylko naprawić buty, ale trzeba było zrobić od początku do końca jedną parę. Była też część teoretyczna. Kandydat na czeladnika czy mistrza musiał znać materiały, umieć odpowiedzieć na pytania zadawane przez komisję egzaminacyjną. Po tym, jak zdobył tytuł mistrza, ojciec przekazał mu swój zakład i dalej go poprowadził. Ojciec jednak nadal przychodził i pomagał mi naprawiać buty. Włodzimierz Krzyżowski zmarł w wieku 70 lat.
Włamał się do salonu kosmetycznego. Ukradł kasę fiskalną i skrzynki z akcesoriami
Sportowe Podsumowanie Weekendu - odcinek 38 09.01.2018
Wybory samorządowe 2024 - II tura
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?