Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Powrócimy wierni my czterej pancerni, „Rudy” i nasz pies…[historia Inowrocławia]

Piotr Strachanowski
Wiosną 1967 roku po mieście gruchnęła nadzwyczajna i zgoła sensacyjna wieść, że oto do Inowrocławia zawita nie kto inny a sam mechanik Grigorij Saakaszwili, któremu towarzyszyć będzie pies najwierniejszy z wiernych, czyli aktor Szarik!

Wiadomość w określonych kręgach społeczeństwa (ze wskazaniem na osoby niezbyt w latach posunięte) przyjęta została nie tyle z zadowoleniem, a wręcz z radością i entuzjazmem. Aż chciałoby się dodać, że po ulicach miasta wybrzmiał grzmot burnych apłodismientow prochodiaszczych w owaciju (no jakoś tak…). Kto tamtych czasów nie zna, ten nie uwierzy, ale tak było! Wiarygodnie zaświadczam jako czynny uczestnik owych ekscesów.

Byliśmy wielbicielami „Czterech pancernych i psa”! Od a do z i na wyrywki znaliśmy najdrobniejsze szczególiki ośmiu odcinków pierwszej serii, którą TVP wyświetlała od maja 1966 r. w programie 1 (innych nie było). A ci z nas, którzy w umiejętności czytania poczynili pewne postępy, na dodatek imponowali lekturą książki. Mocno partyjny płk Janusz Przymanowski popełnił to dzieło przy dużym wsparciu literackich umiejętności swej żony Marii Hulewiczowej, wcześniej osobistej sekretarki i kochanki Stanisława Mikołajczyka, którą prezes PSL-u umykając przed komunistami z kraju w 1947 r. niehonorowo zostawił w łapach UB. Tak się historia kręciła, ale tego to już żadną miarą wtedy wiedzieć nie mogliśmy.

W miłości do pancernych i Szarika wspierała nas TVP, a osobliwie „Ekran z bratkiem”, który kult szerząc, organizował „kluby pancernych”. I taki też klub - jeden z tysięcy w kraju - zaraz i na naszym podwórku się zawiązał. Niestety, na mało demokratycznych on zasadach powstał, bo intratne role Janka, Gustlika, Lidki i Marusi, nawet dowódcy Semena i Gruzina Grigorija (choć to niby Grześ, „czarniawy” syn kominiarza spod Sandomierza) zaraz co roślejsi przechwycili, dla młodszych i mniej zaradnych pozostawiając poślednią rolę owego Szarika, aktora dzielnego, ale w hierarchii filmowej jednak niżej postawionego. A kto Szarikiem być nie chciał, już tylko Niemcem zostawał. Znając bieg wydarzeń, nie było to opłacalne. Walczyliśmy potem odważnie na naszym podwórku lub gościnnie na cudzym, uzbrojeni po zęby w drewniane karabinki i proce, głowy ozdabiając atrapami hełmofonów czy modnymi wtedy skórzanymi pilotkami.

Zatem kiedy nadszedł ten dzień, a nadszedł w czwartek 23 marca, podążały na godzinę punkt 16.00 do teatru zwarte kolumny pancernych, młodsi jednakowoż prowadzeni przez dorosłych. Entuzjazm był niezwykły i powiem ostrożnie: nikomu nie wadziło, że imprezie patronuje klub „Pegaz” Związku Młodzieży Socjalistycznej.
Doszliśmy do teatru, weszli i siedli w nabożnym skupieniu. A tylu nas było, że zajęto wszystkie fotele, reszta przycupnęła na zydelkach, podnóżkach i schodach, gdzie kogo upchnięto. Czekaliśmy, bo artyści mieli opóźnienie, ale w końcu zaczął się spektakl i choć pół wieku minęło - niezapomniany! Zajrzałem teraz do zszywki „Pomorskiej” z 1967 r. i okazuje się, że redakcja miała tam specjalnego wysłannika w osobie red. Lewickiego, który potem relacjonował: „Na widowni przeważała młodzież szkół podstawowych. Długo i cierpliwie czekano na aktorów. Włodzimierz Press, Grigorij, dołożył starań, aby zaspokoić ciekawość widzów i opowiadał ciekawostki, a przewodnik milicyjny Zdzisław Sosnowicz wzbudzał aplauz prezentując umiejętności Szarika”. Tak pisał pan Heniu, wiernie na papier przelewając to, co widział i słyszał.

I na tym mógłbym już poprzestać, ale akurat wiedzy mi przybyło po… lekturze „Polski Ludowej”, rozmów Andrzeja Werblana z Karolem Modzelewskim, książki wydanej przez „Iskry”. Pełno tam anegdot pysznych, a w jednej z nich opowiada Werblan jak pod koniec lat 60. mieszkał w tej kamienicy co równie znany Zdzisław Żandarowski, z którym co wieczór szli na umówiony spacer. Obaj szychy w KC, Werblan kierował wydziałem nauki, a Żandarowski - organizacyjnym. Dobrze im się chodziło, bo bez dodatkowej pary uszu wymieniali plotki, snując frakcyjne gierki. I dodaje Werblan, że zawsze szedł z nimi - uwaga! - wilczur Żandarowskiego, w rzeczy samej tenże Szarik aktor filmowy. No i szok, to że Szarik służył w Ludowym Wojsku Polskim to i owszem, ale że osobiście fraternizował się z tow. Żandarowskim? Dziwne zaiste, czyżby więc Szarik był z przekonań socjalistą i teraz znienacka Werblan ujawnił jego prawdziwą mordę zdradziecką? Tak czy owak - jak w IPN-ie książkę przeczytają, to już po Szariku, żadną miarą psina się nie wykaraska.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Filip Chajzer o MBTM

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na inowroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto