Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rodzina od lat organizuje liczne zbiórki dla chorej córki. Matka: - Hejterki robią nam piekło

Redakcja
Tanaphong Toochinda / Unsplash / zdjęcie ilustracyjne
- Podarowane pieniądze przeznaczam na leczenie córki - zarzeka się matka 7-latki. Internautki wierzą w chorobę jej córki. Twierdzą jednak, że rodzina wykorzystuje niepełnosprawność dziecka do swoich celów.

"Liczę, że zainteresuje państwa los dziecka, które całe życie jest wykorzystywane do zbiórki pieniędzy, by spłacić długi taty” – tak zaczyna się anonimowy mail od internautki. Dostaliśmy go na redakcyjną skrzynkę pocztową.

Dalej: „Nikt nie neguje choroby dziecka. Tyle, że ono ma leczenie na NFZ i nie ma glejaka, na który umiera się bardzo szybko. To zupełnie inny glejak. Rodzice zakładają wciąż nowe konta. Są wszędzie, byleby kasa szła. Dziecko nie ma przyjaciół. Matka potrafi w nocy robić córce zdjęcia, żeby pokazać, jak bardzo chora jest mała”.

- Bo jest! - mówi matka. - Urodziła się w 32. tygodniu ciąży. Przez miesiąc lekarze walczyli o jej życie. Zaraz po porodzie okazało się, że ma niewydolność krążenia, ubytek przegrody międzyprzedsionkowej, martwicze zapalenie jelit, niewydolność oddechową, niedokrwistość. Ma glejaka nerwów wzrokowych, nie widzi na jedno oko. Cierpi też na chorobę von Recklinghausena i wodogłowie - wymienia matka, przedstawiając dokumenty, m.in. kartę oceny stanu pacjenta, książeczkę z Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie, wypis ze szpitala im. Jurasza w Bydgoszczy oraz ostatnie wyniki badania ze szpitalnej Poradni Onkologicznej Dzieci i Młodzieży. Dziewczynka miała mieć kolejny rezonans, ale się rozchorowała. Termin przesunięty.

Córka we wrześniu powinna pójść do pierwszej klasy podstawówki. Nie pójdzie. - Jej rozwój umysłowy odpowiada teraz rozwojowi 3-latka. Leczenie i rehabilitacja są potrzebne, żeby córka nie cofnęła się w rozwoju. Jeździmy regularnie do CZD w stolicy, do lekarzy w Toruniu, Inowrocławiu, szpitala i prywatnej poradni w Bydgoszczy. Wizyty u gastrologa i psychologa też mamy wpisane w kalendarz. Pewnie, że wolelibyśmy korzystać z porad, opłacanych przez Narodowy Fundusz Zdrowia, lecz w kolejce czeka się 2-3 lata. Jeśli lekarz przyjmuje prywatnie, czekamy dwa tygodnie, maksymalnie trzy.

Wszystko kosztuje. Matka pokazuje faktury, rachunki za porady i rehabilitację, ale też za dojazdy do specjalistów i za olejki, odżywki oraz produkty dietetyczne. Przykładowo, godzinna konsultacja u specjalisty to jakieś 200 złotych mniej w portfelu. - Zbieramy więc pieniądze w internecie. Nic złego w tym, że zbiórki organizujemy od lat.

Sprawdzamy. Akurat na stronach dwóch fundacji są prowadzone niezależne kwesty na leczenie i rehabilitację dziewczynki z Torunia. Autor maila do nas wysłanego pisze, że akcji i licytacji na rzecz 7-latki bywa więcej. Jak się kończą, rodzice zakładają następne.

- Chcę jedynie świętego spokoju, dla mojej niepełnosprawnej córki, i dla mojej rodziny – przekonuje 38-latka z Torunia. I opowiada o grupie internautek, które 5 lat temu jej życie zamieniły w koszmar.

Panie hejterki, tak je nazywa. Mówi, że w życiu zawsze miała pod górkę, a panie hejterki to kolejny problem. - One podważają dokumentację medyczną córki, a mnie samej zarzucają manipulację.

Wpis jednej z nich pod zdjęciami chorej dziewczynki, zamieszczonymi przez mamę: „Zdjęcia są sprzed 11 lat. Wtedy córki, tj. kurki, znoszącej złote jajka, nie było jeszcze na świecie. A na rodzinę i długi ktoś zarabiać musiał. Żadna praca nie hańbi. Uczciwiej jest zarabiać własnym ciałem niż robić z chorego dziecka małpeczkę”.

- One nawet nie są z Torunia. Każda mieszka w innym mieście, poza naszym województwem. Prawdopodobnie nie znają się osobiście, jedynie z netu. Nigdy się z nimi nie spotkałam twarzą w twarz, ale bardzo bym chciała - przyznaje torunianka. - Kiedyś, gdy byłam z córką na badaniach w CZD, umówiłam się z tymi kobietami. Stawiłam się w wyznaczonym miejscu. Nie przyszły.
Kobiety zarzucają rodzicom 7-latki brak zatrudnienia. Jedna informuje: „Ojciec pracuje, ale tylko 3 miesiące w roku. Potem żyją ze zbiórek na niby ciężko chore dziecko”.

Padają wyjaśnienia. - Zanim mała się urodziła, pracowałam w zakładzie usługowym. Dostaję świadczenia na niepełnosprawne dziecko z tytułu rezygnacji z pracy - mówi mama. - Od 2015 roku otrzymuję te świadczenia, to 1800 złotych netto. Kto je ma, temu nie wolno nigdzie podejmować pracy. Wpływa jeszcze „500 plus” na córkę i rodzinne, 124 złote.

Mąż pracuje na produkcji. - Zarabia najniższą krajową plus wyrabia nadgodziny. Miesięcznie wychodzi około 2600 złotych na rękę. Często pracuje dłużej, żeby żyło nam się ciut lepiej.

Jednak, jej zdaniem, nie żyje się ciut lepiej i temu winne są panie hejterki. Internautki zwracają uwagę na szczegóły. - Matka pokazuje w kółko te same bilety na dojazdy do CZD. Kilkakrotnie robi zdjęcia tych samych biletów, ale w różnych kombinacjach.
- Znowu nieprawda. Za każdym razem w sieci zamieszczam nowe bilety. Prawnik też je widział - odpiera kobieta.

Kobiety w sieci podnoszą wątek mieszkania. - Rodzina wylewa łzy, że musi się wyprowadzić z kawalerki, a przenosi się do większego mieszkania.

Matka dziewczynki: - Nie mamy własnego mieszkania. Staraliśmy się o przydział gminnego, ale nie spełniamy kryteriów. Wynajmujemy mieszkanie. Najpierw mieliśmy 2 pokoje. Płaciliśmy 800 złotych. Trafiła się okazja. 3 pokoje, za które płacimy tyle samo, ale tutaj mamy o niebo lepiej. Nigdy nie pisałam o kawalerce.

Mała ma swoją stronkę w internecie. - Pomagają mi ją prowadzić 3 panie. Mają dostęp do wszystkich faktur, dokumentów medycznych. Są świadkami w naszej sprawie cywilnej, którą założyłam paniom hejterkom.

Jedna z kobiet, występujących przeciw matce dziewczynki, opisuje: „Dziecko ma zdiagnozowane NF1 (choroba von Recklinhausena - przyp. red.), w wyniku czego ma typowe powikłania w postaci zmian glejowych na skrzyżowaniu nerwów wzrokowych. Nie mylić z glejakiem mózgu, który matka usiłuje wmówić. Jest leczona w ramach NFZ (...)”.

- To prawda, ale jednocześnie córka leczy się u wielu specjalistów przyjmujących prywatnie - zaznacza 38-latka.

Inne internautki biorą w obronę rodzinę niepełnosprawnej dziewczynki. „Zdaje sobie pani sprawę z tego, że to, co pani wyprawia, jest karane?”- zwraca się jedna z nich do jednej pani hejterki. „Jeśli jest pani pewna, że to rodzina oszustów, proszę zgłosić na policję czy do prokuratury. Wygląda to inaczej niż pani to przedstawia. Po wstępnych rozmowach z odpowiednimi instytucjami, jestem w stanie na własny koszt wynająć temu państwu prawnika, żeby pokazać, że szukanie kozła ofiarnego w Polsce jest karane”.

Donos za donosem

Matka: - Panie hejterki już wszystko przetestowały. Donosiły na nas na policję, do prokuratury, urzędu skarbowego, kuratora, Rzecznika Praw Dziecka. Zawiadamiały ośrodek opieki społecznej. Żadne zarzuty się nie potwierdziły. Panie hejterki nadal nas pomawiają. Rozgłaszają, że mój mąż siedział w więzieniu. Bzdura! Nigdy nie był karany. Dzwonią też i piszą do fundacji. Namawiają do zaprzestania prowadzenia naszych zbiórek. Raz im się udało. Organizacja wycofała zbiórkę, która w sieci została opublikowana 3 godziny wcześniej. Zrobiła to, chociaż dostarczyliśmy, jak zwykle, komplet dokumentów.

Prawnik rodziny: - Po dokonaniu wstępnej analizy złożonego materiału, w tym wydruku komentarzy, zamieszczanych na państwa temat na portalu społecznościowym Facebook, informuję, że w mojej ocenie mogło dojść do bezprawnego naruszenia dóbr osobistych.

Czytelniczka zgłaszała obsłudze Facebooka działania grupki internautek. Za każdym razem konta pań zostawały zablokowane. Temat jednak się nie kończył. Panie hejterki, jak przekonuje torunianka, w ciągu 5 lat założyły przynajmniej kilkanaście fikcyjnych kont. Nadal wylewają krytykę na kobietę i jej bliskich.

- Posunęły się do utworzenia fake-kont mojej córki i mojego zmarłego syna. Na nich wypowiadały się jako my. Kolejny dowód w sprawie, który policja przeanalizuje.

Porady prawne

Doszło do tego, że rodzina dziewczynki każdy wpis, mający znaleźć się w internecie, najpierw konsultuje z prawnikiem. - Bez zgody mecenasa niczego nie udostępniam. Tak samo z nim konsultuję wszystkie planowane zbiórki i inne akcje. Przez jego ręce przechodzą także wszystkie dokumenty dotyczące mojej córki - precyzuje mieszkanka Torunia.

Pięć lat temu po raz pierwszy powiadomiła policję i prokuraturę. - Zgłoszenie sprawy służbom nie osłabiło zapału pań hejterek - uważa 38-latka. - Oczernianie nas ostatnio się nasiliło. Prawnik wysłał pismo do Rzecznika Praw Obywatelskich i Rzecznika Praw Dziecka. Temat znowu ruszy. Policja na razie tylko potwierdza, że zajmuje się zgłoszeniem. Pisma z policji zostały przekazane do sądu. Paniom hejterkom założyliśmy również sprawę cywilną o naruszenie dóbr osobistych naszych i naszego dziecka.

Autorka maila, wysłanego do redakcji, nie podaje nam swojego numeru telefonu. Pisze za to w kolejnej wiadomości: - Ta kobieta, zamiast zająć się dzieckiem, robi z siebie ofiarę.

Dwójka dzieci odeszła

Matka kończy: - 10 lat temu w wypadku zginął mój syn. Miał 8 lat. W 2016 roku poroniłam, bo tak dopiekły mi panie hejterki. Nie pozwolę, żeby teraz zrujnowały życie mojej córki.

Na ul. Gdańskiej w Bydgoszczy od kilku miesięcy trwa budowa buspasa. W ostatnich dniach drogowcy rozpoczęli układanie nawierzchni na nowym rondzie u zbiegu ulic Gdańskiej i Rekreacyjnej w Myślęcinku. Autobusy nowym buspasem pojadą już na początku wakacji.

Budowa buspasa na ul. Gdańskiej w Bydgoszczy. Jak przebiegaj...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Rodzina od lat organizuje liczne zbiórki dla chorej córki. Matka: - Hejterki robią nam piekło - Express Bydgoski

Wróć na inowroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto