- Nastawiłem się na turystykę, zwiedzanie i poznawanie ciekawych ludzi - tak wspomina swą ostatnia rowerową wyprawę Tomasz Furman z Inowrocławia.
Tym razem nauczyciel Zespołu Szkół im. Marka Kotańskiego w Inowrocławiu nie wybrał się jednak na zagraniczny szlak. W dniach od 4 do 12 lipca przejechał wzdłuż Wisły. Pokonał 1262 kilometry. Powodem wyboru tego szlaku były m. in. obchody Roku Rzeki Wisły. Po drodze odwiedzał miejscowości wskazane przez Polskie Towarzystwo Turystyczno-Krajoznawcze w regulaminie ogólnopolskiej odznaki Wiślana Trasa Rowerowa.
- Książeczkę wraz z potwierdzeniami przejazdu w postaci pieczątek, zdjęć, a nawet paragonów sklepowych, na których widnieje nazwa miejscowości wysłałem już do weryfikacji. Teraz czekam na odznakę - dodaje pan Tomasz.
Przejazd podzielony został na etapy: Barania Góra - Wisła - Zator, Zator - Przemyków, Przemyków - Sandomierz, Sandomierz - Dęblin, Dęblin - Warszawa, Warszawa - Płock, Płock - Zławieś Wielka, Zławieś Wielka - Kwidzyn, Kwidzyn - Gdańsk.
Po drodze nie brakowało niespodzianek. Pierwsza już na samym początku. Potwierdzenie należy zdobyć w schronisku pod Baranią Górą. Niestety, wjazd i wyjazd stamtąd na rowerze jest zabroniony przez nadleśnictwo. Stało się tak po wypadku z udziałem rowerzysty.
- Dzięki pomocy pani z informacji turystycznej w Wiśle, wyrażono jednak zgodę na przejazd jednego rowerzysty - opowiada inowrocławianin.
Z kolei w Nowym Korczynie regulamin PTTK nakazuje odwiedzenie kościoła, którego w tej miejscowości nie ma. Problemem jest też zdobycie potwierdzenie w obowiązkowym punkcie w Puławach, bo Regionalne Muzeum PTTK jest po prostu zamknięte. Także w muzeum w Kozienicach trudno potwierdzić przejazd. Placówka została zamknięta z powodu remontu.
- Zaś w Ciechocinku pod tężniami nie ma pieczątki. Najlepiej od razu jechać po potwierdzenie do zabytkowej warzelni - podpowiada Tomasz Furman.
Mimo tych drobnych problemów, pan Tomasz zachęca wszystkich do rowerowej podróży wzdłuż Wisły. Podkreśla, że trasa jest do przejechania, a co najważniejsze, nikt nie musi zrobić tego jednorazowo. Wyprawę można podzielić na etapy i realizować przez kilka sezonów.
- Naprawdę nie ma się co bać. Zachęcam do ruszania w Polskę, bo mieszkamy w pięknym kraju - rekomenduje inowrocławianin.
Wspomina on też wspaniałych ludzi, których spotkał jadąc wzdłuż Wisły.
- Na pewno nie zapomnę pana Janka z Nowej Huty. Rowerzysta dla towarzystwa przejechał ze mną trzydzieści kilometrów opowiadając ciekawe historie. Dziękuję pani Grażynie ze Złejwsi Wielkiej, właścicielce „Grillowiska”, za możliwość rozbicia namiotu i wspaniałe jedzenie. Zresztą na trasie byłem goszczony przez wiele osób. Za nocleg płaciłem jedynie w Sandomierzu i Warszawie. Mówiąc o życzliwych ludziach nie mogę pominąć pracownika Muzeum Twierdzy Modlin i Kampanii Wrześniowej - wspomina cyklista.
Podczas kilkudniowej wyprawy psikusy lubi płatać pogoda. I tak było na wiślanej trasie.
- Pogoda była dynamiczna. Na odcinku z Warszawy do Płocka jazdę utrudniał silny wiatr wiejący prosto w twarz. Potężna ulewa złapała mnie, gdy dojeżdżałem do Grudziądza i kiedy wyjeżdżałem z tego miasta. Deszcz jednak nie był aż taką przeszkodą. Namiot jakoś udało się wysuszyć, a rzeczy schły podczas jazdy, przywieszone do roweru - słyszymy.
Tomasz Furman podsumowując wyprawę wzdłuż Wisły podkreśla, że nie traktował jej jak wyścigu, chociaż czas przejazdu wyszedł dobry.
- Na pewno będę rekomendować tę trasę, jak i inne wytyczone przez PTTK. Wiodą one przez piękne tereny, na których nie brakuje ciekawych miejsc do zwiedzania - podkreśla.
Nie tylko o niedźwiedziach, które mieszkały w minizoo w Lesznie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?