Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Życie na walizkach. W drodze do ekstraklasy [zdjęcia]

Mateusz Stępień
Kiedy 11 lat temu w meczu PLK Milos Sporar zdobył 7 pkt. i 9 as. przeciwko Noteci z Łukaszem Żytko w składzie - AZS Koszalin wygrał w Inowrocławiu 86:77, a Dawid Adamczewski, 14-latek, uczeń pierwszej klasy gimnazjum, oglądał ten mecz z trybun hali na Rąbinie.

Rewanż w Koszalinie, który odbył się kilka miesięcy później, przeszedł do historii ekstraklasy.
AZS wygrał 126:96, Sporar miał 21 asyst - do dzisiaj jest to rekord ligi. Tamten czas był ważny również dla Adamczewskiego. Nastolatek szykował się do wyjazdu do Włocławka. Bo mniej więcej w czasie, gdy Sporar śrubował rekord ligi, tata Dawida - Marek, odebrał telefon od przedstawicieli Anwilu Włocławek. Jeden z najlepszych klubów w Polsce ściągał do siebie utalentowanych młodych zawodników z całego kraju.

Wówczas, zanim trafili oni do seniorskiej drużyny, byli przygotowywani we włocławskim Towarzystwie Koszykówki Młodzieżowej. Opiekunem TKM-u był Krzysztof Szablowski, jednocześnie asystent trenera pierwszego zespołu Anwilu. Najlepsi trafiali do ekstraklasy.

- Kiedy tata powiedział mi o propozycji z Włocławka, bez zastanowienia powiedziałem, że jadę, od razu chciałem się pakować. Rodzice wyrazili zgodę dopiero wtedy, gdy wypytali klub o wszystkie sprawy: mieszkaniowe czy te związane ze szkołą, w końcu ja byłem dopiero w gimnazjum, a nauka była ważna. Wszystkie obawy okazały się niepotrzebne. Trafiłem do świetnie zarządzanego klubu, mieliśmy wszystko, czego potrzebowaliśmy: mieszkanie, które dzieliłem z kolegą z drużyny, obiady, zajęcia w szkole były dostosowane do treningów, wyrozumiałych nauczycieli - wspomina.

Białoruscy trenerzy

Gdy po kilku latach Dawid, jako 19-latek, trafił do seniorskiej drużyny Anwilu, trenerem był Igor Griszczuk.
- Na co dzień trenowałem z pierwszym zespołem, ale regularnie grałem w trzeciej lidze. I pomimo tego, że mam dwa medale: za trzecie miejsce i wicemistrzostwo, to czułem, że grając tylko w tej niższej lidze, sportowo przestaję się rozwijać. Przez cztery miesiące byłem na wypożyczeniu w MON POL-u Płock w drugiej lidze, ale to też nie było to, z czego do końca byłem zadowolony - mówi Adamczewski. - W Anwilu byli świetni zawodnicy: Krzysztof Szubarga, Łukasz Koszarek, Andrzej Pluta. Podczas treningów tylko ostatni z nich - że tak to ujmę - miał małe przywileje u trenera. Pluta był kapitanem, bardzo doświadczonym i ważnym graczem, wcześniej grał z Griszczukiem w jednym zespole. Ale już pozostali, czy to Koszarek - podstawowy rozgrywający, czy ja - wchodzący do składu, byliśmy traktowani równo. A trener nas nie oszczędzał i nie gryzł się w język, gdy ktoś coś źle zrobił. Niestety, nie stawiał na młodych. Ale tak samo prowadził też później swój zespół w Słupsku. Mam co prawda za sobą epizod gry w PLK, ale moim celem jest regularna gra w ekstraklasie.

Pomimo otrzymania propozycji przedłużenia umowy we Włocławku, Adamczewski wrócił do Inowrocławia, gdzie w Sportino, przez sezon grał u kolejnego trenera z Białorusi, Aleksandra Krutikowa.

- Sposób prowadzenia zespołu przez Krutikowa mi odpowiadał. W końcu dostałem porządną szansę na w miarę wysokim poziomie, bo w pierwszej lidze. Za to jestem wdzięczny trenerowi - zaznacza. Po sezonie w Sportino, Adamczewski, który nie miał wtedy jeszcze agenta, sam sięgnął po telefon i zadzwonił do kilku klubów. Najbardziej konkretny okazał się klub z Krosna.

Życie w Krośnie

- Najpierw rozmawialiśmy o organizacji klubu i kwestiach sportowych, które najbardziej mnie interesowały. Kiedy ktoś z klubu zapytał, ile chciałbym zarabiać, podałem konkretną kwotę i co mnie trochę zdziwiło - od razu przystali na te warunki. Nie było żadnych, nawet najmniejszych negocjacji z ich strony. Na pożegnanie usłyszałem tylko: widzimy się w Krośnie, do zobaczenia.

Przez dwa sezony zdobył z tym zespołem drugie i trzecie miejsce w pierwszej lidze. W pierwszym sezonie, w Krośnie razem z Dawidem mieszkała Paulina, wtedy narzeczona, od lipca tego roku - żona.

- Krosno, to małe i spokojne miasto, ma niecałe 50 tysięcy mieszkańców. W letnie miesiące można było wybrać się na rynek, spędzić czas w ogródku wiedeńskim, czy pospacerować ładnymi uliczkami, pomiędzy bogatą roślinnością i zielenią, której jest tam, w całym mieście, naprawdę dużo. W centrum była niezła pizzeria i trzy małe galerie. Gorzej było w chłodne miesiące. Bo jak wykupiłam chyba wszystkie książki z tamtejszej księgarni i później je przeczytałam, nie bardzo wiedziałam, co ze sobą robić. Na szczęście niecałą godzinę drogi od Krosna jest Rzeszów. Jak mieliśmy dzień wolny, to tam spędzaliśmy czas. Dawid miał dwa treningi dziennie, większość czasu spędzał więc na hali i w klubie, w weekendy - mecze. Jeśli jechali na wyjazd, równało się to z jego 2-3 dniami poza domem, bo z Krosna prawie wszędzie jest daleko. A takich srogich zim, jakie przeżyłam w Krośnie, nigdy nie zapomnę… - mówi Paulina Adamczewska.

- U nas, na Kujawach, nie ma takich zim, jak na Podkarpaciu. Tam są długie i konkretne. Samochodu często szukałem patrząc po rejestracjach, bo wszystkie na parkingu przed blokiem wyglądały tak samo, mocno zasypane - opowiada z uśmiechem Dawid.

-Problemem były odległości. Wyjazdy na mecze do Stargardu czy Szczecina zajmowały po 10-12 godzin. Czas w autokarze zabijaliśmy grami w karty, oglądaniem filmów, słuchaniem muzyki. Na miejsce, do hotelu, dojeżdżaliśmy ok. godz. 20-21. Dzień później, rano, mieliśmy krótki trening rzutowy, wieczorem mecz, w nocy powrót, czyli kolejne godziny w autokarze. W trakcie sezonu do domu, do Inowrocławia, przyjechałem tylko raz, na półtora dnia, na Święta Bożego Narodzenia - wspomina Dawid.

- Gdy w drugim sezonie jego gry w Krośnie, mieszkałam już w Inowrocławiu, bo tutaj podjęłam studia i zaczęłam pracę, na Podkarpacie jechałam średnio raz w miesiącu. Podróż samochodem jest długa, ale jeszcze w miarę można ją znieść, bo to ok. 9 godz. Ale to i tak komfort w porównaniu z podróżą autobusem, a dokładniej autobusami - 16 godz. i w najlepszym układzie cztery przesiadki - dodaje Paulina.

Po kolejnym sezonie w pierwszej lidze, spędzonym przez Adamczewskiego w drużynie z Ostrowa Wielkopolskiego, z którą wywalczył awans do ekstraklasy, wrócił do Inowrocławia i podpisał umowę z Notecią.
- W pierwszym sezonie utrzymaliśmy ligę dla Inowrocławia, ale myślę, że mogliśmy ugrać dużo więcej. Kilka razy głupio przegraliśmy, zapłaciliśmy frycowe - mówi Dawid.

Bałkańska szkoła

W Noteci doszło do zmiany szkoleniowców. Łukasza Żytko zastąpił Milos Sporar. Słoweniec rozpoczął już pracę z zespołem. Wśród zawodników, których ma do dyspozycji jest m.in. Adamczewski, po pierwszej rundzie czwarty strzelec drużyny.

- U trenera Sporara treningi wyglądają podobnie do tych, jakie miałem w Krośnie u Dusana Radovicia. To typowa bałkańska szkoła . Treningi są krótsze, ale intensywne, jest duża dyscyplina. Mamy już nową taktykę, inną niż ta, jaką graliśmy do tej pory. Mnie osobiście taka gra bardziej odpowiada. Sam też czuję, że mogę zdobywać więcej punktów. Nasz cel się nie zmienił - gramy o play off.


emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na inowroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto