Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Opłatki od pana organisty, w rękawiczkach podawane [historia Inowrocławia]

Piotr Strachanowski
Jan Gałdyński (siedzi drugi od lewej), proboszcz ks. prał. Dobromir Ziarniak i członkowie chóru kościoła św. Mikołaja. Jubileuszowe zdjęcie z 1973 r.
Jan Gałdyński (siedzi drugi od lewej), proboszcz ks. prał. Dobromir Ziarniak i członkowie chóru kościoła św. Mikołaja. Jubileuszowe zdjęcie z 1973 r. Ze Zbiorów Autora
Inowrocławskie parafie miały szczęście do sumiennych i oddanych organistów, kilku z nich to byli także artyści, z powodzeniem komponujący własne utwory. A gdy zbliżało się Boże Narodzenie, odwiedzali parafian z misją szczególną…

Z grona tych, którzy pracowali w Inowrocławiu jeszcze w międzywojniu wspomina się Piotra Surzyńskiego z fary św. Mikołaja, Wacława Ciesielskiego z kościoła Matki Boskiej, i następcę Surzyńskiego - Jana Gałdyńskiego.
Surzyński, by wspomnieć słowem, pochodził z rodziny muzyków, organistą był jego ojciec Franciszek, a zawodowo zajmowali się nią też trzej jego bracia, w tym Mieczysław, profesor konserwatorium warszawskiego. Piotr z kolei miał syna Leona, lekarza, znacząca figurę w świecie polityki, działacza NPR-u, który w latach 1928-38 posłował na sejm, a w kadencji 1935-38 był nawet wicemarszałkiem. Dziś jednak nie o Surzyńskich i Ciesielskim (to też postać na odrębną opowieść), a o Janie Gałdyńskim…

Tam, gdzie organy…

Pamiętam go gdzieś z końca lat 60. przeszłego wieku. Wydawał mi się wtedy - z mojej mizernej perspektywy - już bardzo wiekowym i tak poniekąd było, urodził się bowiem w 1897 r. Starszy pan, ale energiczny w ruchach, żwawo wdrapujący się do swego królestwa na kościelny chór. Prawo wstępu tam dla osobników takich jak ja, skromnie posuniętych w latach, było szczególnym wyróżnieniem. Kto zdołał się przemknąć, widział cały kościół św. Mikołaja w odmienionej perspektywie.

A w centralnym miejscu chóru stały organy z całą paletą przycisków, kilkoma klawiaturami, pedałami i tajemnymi dźwigniami. Niekiedy pan Gałdyński, całkiem z rzadka, pozwalał tam zajrzeć, popatrzeć, ale zaraz szybko nas, ignorantów śpiewów gregoriańskich, z chóru wyganiał.

Od roku 1932…

Jego rodzice trudnili się kupiectwem w Wielkopolsce. Wcześnie stracił ojca, a matka wychowywała sześcioro dzieci, z których Jan był najmłodszy. Dzięki pomocy brata Tadeusza, księdza, do 1923 r. studiował w konserwatorium w Poznaniu pod okiem samego Feliksa Nowowiejskiego. Po studiach zatrudnił się w parafiach poznańskich, potem w szkole jezuitów w Chyrowie, a latem 1932 r. został organistą w naszej farze. Tu przez następne ponad 40 lat pracował, także prowadząc chóry i organizując koncerty. Pozostawił po sobie kompozycje pieśni i mszy. W 1964 r. papież Paweł VI nagrodził go złotym medalem „Bene Merenti”.

Odszedł z tego świata bezpotomnie 1 stycznia 1976 r. i spoczął na cmentarzu parafialnym przy ul. Marulewskiej, obok żony Ludwiki z Ausobskich, nauczycielki, która zmarła w 1933 r., pół roku po tym jak osiedli w Inowrocławiu. Pan Jan już do końca życia pozostał wdowcem. Mieszkał w kamienicy przy ul. Studziennej, w bardzo skromnych warunkach materialnych, w jednym małym pokoiku, wypełnionym książkami i nutami, za zasłonką stała umywalka.

Bo tak się godzi…

I właśnie te słynne adwentowe peregrynacje po parafii, tak trafnie opisujące jego osobowość. Otóż przełom lat 60. i 70. był czasem, kiedy to organiści roznosili parafianom opłatki na Boże Narodzenie. Nie inaczej działo się w farze...

Gałdyński chodził z małym, jeszcze przedwojennym sakwojażykiem podróżnym. W pamięci pozostała mi scena, jak dostojnie celebrował wydawanie opłatków. Kładł wówczas walizeczkę na stole, powoli ją otwierał i już widać było mnóstwo pakietów z opłatkami: duże, średnie i całkiem małe, a wszystkie pięknie owinięte kolorowymi banderolkami. Najpierw jednak z przegródki wyciągał zaświadczenie z podpisem prałata Dobromira Ziarniaka, prosząc domowników o zapoznanie się z jego treścią. Oczywiście nikt nie miał w tej materii żadnych wątpliwości, ale z uwagą czytano, że „jedynym upoważnionym do powyższej czynności jest pan Jan Gałdyński”.

Gdy formalnościom stało się zadość, gość zakładał cienkie białe rękawiczki i dopiero wtedy, jakoś tak bardzo powoli i ostrożnie, dobywał z walizeczki opłatki. I zaraz też wszystkim tłumaczył, a głównie dzieciom, dlaczego tak postępuje, i dlaczego tak właśnie postępować się godzi.

Inowrocławskie kościoły w świątecznym wydaniu [ZOBACZ ZDJĘCIA]

O. Oswald Jasielski, gwardian kolskiego klasztoru opowiada o tym, jak powstawał opłatek wigilijny:

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na inowroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto