Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Zdobycie Korony Oceanów to dużo więcej niż sport [WYWIAD]

Mateusz Stępień
Rafał Domeracki chce przepłynąć kanał La Manche. Opowiedział nam o przygotowaniach do tego wyczynu.

Mateusz Stępień: W połowie czerwca podejmie pan próbę przepłynięcia kanału La Manche. Jak wyglądają przygotowania?
Rafał Domeracki: Realizuję każdy punkt planu treningowego, więc można powiedzieć, że bardzo dobrze. W tygodniu wolne mam tylko w niedzielę. Od poniedziałku do soboty trenuję na basenie „Delfin” w Inowrocławiu. Jestem tam w godz. 6-8 i każdego dnia przepływam do 10 km. Dystans zależy od rodzaju treningu, jaki mam do zrealizowania. Trzy razy w tygodniu pływam w jeziorze Gopło w Kruszwicy. Tam, za każdym razem, pokonuję nie mniej niż 2,5 km. Trenuję przy tzw. dzikiej plaży i pływam pomiędzy dwoma pomostami. Kruszwiczanie doskonale znają tę lokalizację. Gdy byłem mały, często jeździłem w tamto miejsce z rodzicami, żeby w otoczeniu wody i przyrody spędzać weekendy. Tata zresztą dalej ze mną jeździ, tym razem już w innej roli - obserwuje mnie z perspektywy lądu. Ktoś musi mnie asekurować, gdyby - odpukać - miało wydarzyć się coś złego. Do tych wszystkich przygotowań regularnie dodaję ćwiczenia gimnastyczne i zajęcia z fizjoterapeutą. Po tak przepracowanym tygodniu niedziela już musi być wolna, wtedy nie mam już na nic siły (śmiech). A regeneracja organizmu i odpoczynek są równie ważne, jak cykl treningowy.

Przepłynięcie kanału La Manche, to pierwszy etap z Korony Oceanów, pływackiego odpowiednika Korony Ziemi. Oprócz La Manche, składają się na nią kanały: Północny, Molokai i Catalina oraz cieśniny: Gibraltarska, Cooka i Tsugaru.
Daję sobie na to pięć lat. Głównie ze względów finansowych. Wszystkie koszty - przygotowania, treningi i podróże mogą sięgnąć miliona złotych. Już pierwsza przeprawa - przepłynięcie kanału La Manche, łącznie z wykupieniem odpowiednich pozwoleń, kilkudniowym pobytem na miejscu dla kilku osób - mojej ekipy, wynajęcie kutra, na którym będzie obecny mój zespół, m.in. trener i osoba odpowiedzialna za podawanie jedzenia w czasie płynięcia, to koszty rzędu 70 tys. zł.

Skąd pomysł na zdobycie Korony Oceanów?
Pojawił się on pięć lat temu. W tamtym czasie jednocześnie zacząłem biegać i pływać, a raczej uczyć się pływać, choć miałem już 30 lat. Wcześniej po prostu mnie to nie pociągało. Bieganie przychodziło mi łatwo, trudniej było z pływaniem. Uczyłem się od podstaw - trochę z książek, trochę podpatrywałem innych i ogólnie metodą prób i błędów. Na początku, przyznaję, zdecydowanie więcej było błędów. Wtedy też do ręki wpadła mi książka pt. „Pływanie w wodach otwartych”, którą napisał Steven Munatones. Jeden z jej rozdziałów poświęcił właśnie Koronie Oceanów. „To jest właśnie to”, pomyślałem i zacząłem realizować ten sportowy cel. Choć tak naprawdę dla mnie jest to coś więcej, niż sport.

Sam pan opracował plan treningowy?
Sam nauczyłem się tylko pływać. Trzy pierwsze lata pływania, już konkretnie długodystansowego, spędziłem pod okiem trenera z Inowrocławia. Od roku mam innego - Tomasza Pąchalskiego, jednego z największych fachowców w Polsce w pływaniu długodystansowym, jest też moim autorytetem. Trener przebywa w Tarnowskich Górach, tam pracuje, na co dzień jesteśmy więc w kontakcie telefonicznym. Spotykamy się raz na dwa tygodnie. Wtedy trenuję, on obserwuje, nagrywamy zajęcia na video, później wszystko analizujemy.

Ma pan już za sobą kilka naprawdę długich dystansów - jeziora Gopło, Jeziorak, odcinek Hel-Gdynia, w 2015 roku wygrał pan w Inowrocławiu „Otyliadę”.
Wszystko to robiłem pod kątem przygotowań do zdobycia Korony Oceanów. Na jej siedem odcinków składają się dystanse o różnej długości i temperaturze wody, położone w innych strefach klimatycznych i czasowych, dlatego mam bardzo urozmaicone treningi - w jednych kładę nacisk na wytrzymałość, w innych na szybkość, kolejna część to technika. Żeby zmierzyć się z Koroną Oceanów trzeba stać się uniwersalnym pływakiem, potrafić odnaleźć się w każdym akwenie wodnym i poradzić sobie z wszystkimi przeszkodami, które mogą wystąpić - prądami, zwierzętami morskimi czy zmieniającą się temperaturą wody.

Na początku wspomniał pan o dużych kosztach. Z czego będzie finansował pan ten projekt, ma pan już na to sponsorów?
Koszty pierwszej przeprawy - kanału La Manche pokrywam z własnej kieszeni. Mam nadzieję i głęboko w to wierzę, że do pokonania pozostałych sześciu odcinków będę mógł podejść mając przy sobie partnerów - firmy i sponsorów. Odbyłem już spotkania w tej sprawie, ale jak na razie rozmowy nie miały przełożenia na pomoc finansową. Oczywiście, zdaję sobie sprawę, jak duże to są koszty. Bardzo zależy mi na tym projekcie, od pięciu lat poświęcam temu każdy dzień z życia, podporządkowałem temu pracę, przeznaczam swoje pieniądze i naprawdę jestem otwarty na współpracę dotyczącą wsparcia w realizowaniu kolejnych etapów. 14 czerwca pierwszy z nich - kanał La Manche.


emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

MECZ Z PERSPEKTYWY PSA. Wizyta psów z Fundacji Labrador

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na inowroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto